rozdział 6 część 1 (by Kaar_a)

Winda znów wydawała dziwne dźwięki zdecydowanie nie podobało się to Lucie. Jednak była zbyt zmęczona by zaczęło ją to denerwować. Tylko ten okropny cichy dźwięk, który wdzierał się do głowy niczym wiercenie wiertarką. Szybko jednak nastała cisza.
- „Piętro trzecie” – powiedział miły kobiecy głos – „Otwieranie drzwi” – usłyszała i winda się otwarła.
Na klatce było ciemno znów wypaliła się żarówka. Obcasy cicho odbijały się echem. Stanęła przy drzwiach i zaczęła poszukiwać w torebce kluczy. Szperała i szperała, ale nie mogła ich znaleźć. Dotarł do jej uszu dźwięk otwieranego łucznika. Lekkie świtało wdarło się na klatkę a wraz z nim sąsiad z lewej strony.
- A dzień dobry pani sąsiadko – powiedział wesoło. – Właśnie się zastanawiałem czy to nie pani przypadkiem przyszła – powiedział z uśmiechem.
- Dzień dobry – mruknęła Luci ciągle poszukując kluczy.
- Dopiero z pracy, co? – westchnął – życie bywa ciężkie zwłaszcza w tak młodym wieku – mówiąc to oblizał delikatnie wargi.
- Bywa – mruczała dalej Lucie nie zwracając uwagi na przytyk.
- A wie pani sąsiadko, że ostatnio to ludzie nieuprzejmi tacy – gadał dalej. – Nawet już porozmawiać nie chcą – westchnął ze smutkiem. – Nie to, co pani zawsze nawet dwa słówka pani zamieni z samotnym człowiekiem. A jak dobre jest mieć panią za sąsiada przeważnie cisza spokój nie to, co u tych z pod ósemki – powiedział konspiracyjnie. – Ponoć się rozwodzą, biedne dzieciaki – skwitował.
- Tak, tak – odpowiadała Lucie.
- A słyszała pani ze zmieniają nam dozorczynie do tej naszej ponoć zmarła córka i tamta wpadła w depresje czy coś – mówił nieprzerwanie. – Ale to dziwne jest, bo to była przecież taka ładna młoda dziewczyna. Miała nawet za mąż jakoś teraz wychodzić a tutaj taka tragedia. Ponoć znaleźli ją ubraną w suknię ślubną kiepski kawał nie zgodzi się pani?
- Tak, tak – odparła Lucie. – Ma pan całkowitą rację, – w tym momencie odnalazła upragnione klucze. – ale wybaczy mi pan, bo jestem taka zmęczona. Wie pan cała noc w pracy – uśmiechnęła się i skupiła na otwieraniu drzwi.
- Ach tak przepraszam – powiedział przejęty mężczyzna – Ja panią zagaduje a przecież pani musi być taka zmęczona. Do zobaczenia w takim razie mam nadzieje, że uda nam się znów porozmawiać chwilkę – odparł i zniknął za drzwiami nim Lucie zdążyła mu odpowiedzieć.
W mieszkaniu było ciemno. Uwielbiała te nowoczesne urządzenia. Wszystko dało się zaprogramować. Skierowała się ku lodowce. Zjedzenie czegoś mogło się źle odbić na jej żołądku, ale miała nadzieję, że szybciej dzięki temu wróci do normy i pracy.
Westchnęła i skierowała się do kuchni zrzucając po drodze buty i ubranie aż do topu. Kuchnia była właściwie aneksem połączoną z salonem, z którego można było wyjść na balkon. Małe mieszkanko dawało jej dużą dozę swobody, lecz, mimo iż mieszkała w nim już od ponad roku ciągle nie było jej dane nacieszyć się spokojem i cisza, którą powinno dawać posiadanie własnego kąta. Westchnęła.
- Czego tutaj chcesz? – powiedziała w ciemna przestrzeń salonu, ciemność, która nie mogła jednak przeszkodzić jej w zobaczeniu nieproszonego gościa siedzącego na jej ulubionym fotelu „Rozmyślań i analizy”.
- Jesteś w końcu czekałam – powiedział spokojny głosik. – Przytulnie tutaj masz. Pozwolisz ze się rozgoszczę przez jakiś czas u ciebie?
- Nie – odparła i zatrząsnęła lodówkę. – Nie obchodzi mnie, co zrobił ojciec, matka czy twój były facet wracaj do domu – oparła się o blat i zaczęła pić krew z kartonu.
- Nie jest moim byłym... Jeszcze – dodała ciszej. – Będę prac i prasować, sprzątać zmywać.
- Zanoszę wszystko do pralni, sama sprzątam i mam zmywarkę. Wracaj do domu – wrzuciła pusty karto na śmietnika pod zlewozmywakiem i ruszyła w stronę sypialni.
- Ale...
- Jak się obudzę i cię tutaj zobaczę to nie ręczę za siebie – warknęła i zamknęła się w sypialni.
- Lucie... – doszedł do niej lęk zawiedzionej siostry. Westchnęła i położyła się na łóżku. Zimna pościel łagodziła zmysły i namawiała do odpoczynku. Zamknęła oczy i zdumiewająco szybko odpłynęła do krainy snów.
***
Obudził ja ból. Zaczęła się pocić i na wpółprzytomna wymiotować na podłogę. Czerwona maź wymieszana z sokami żołądkowymi zdobiła teraz jej piękny biały pluszowy dywan. Jednak Lucie nie zwracała na to uwagi trzęsła się od dreszczy. Próbowała sięgnąć po telefon jednak był za daleko a ona nie mogła opanować kolejnych spazmów. Pobrudziła pościel i łóżko. Sama była cała spocona i całkowicie zdezorientowana. spazmy szarpały nią nawet, gdy nie miała już, czym wymiotować niczym przekleństwo odcinając ja od trzeźwości umysłu jakby jedyna rzeczą, jaką mogła zrobić było pozbycie się własnych wnętrzności.
- „Faye” – udało się jej krzyknąć w myślach, jednak nie uzyskała odpowiedzi.
Po raz pierwszy żałowała, że nie pozwoliła siostrze zostać. Kolejny spazm niemal doprowadził ją do utraty świadomości. Serce było jej coraz bardziej a oczy się zamgliły. Ostatkiem sił zrzuciła telefon z szafki. Wyładował gdzieś w wymiocinach jednak tam nie mogła go już dosięgnąć. Zaczynała tracić przytomność świat rozmywał się w mroku, przez który nie potrafiła się przedrzeć. Do jej świadomości doszły jeszcze ciche kroki za drzwiami, po czym straciła przytomność.
0 Responses

    Obserwatorzy