rozdział 3 część 1 (by Kaar_a)

Patrzyła ze swojego okna jak odjeżdżają z parkingu i z zaciekawieniem stwierdziła, iż komendant nie będzie zadowolony, gdy postanowi w końcu wrócić do domu. Uśmiechnęła się lekko. Choć tak naprawdę nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Śmiać z inteligencji zespołu, do którego została przydzielona, płakać nad samą sobą, iż sama znajduje się w tym zespole.
- Wilkołaki to jednak debile – stwierdziła – przecież nikt nie jest taki głupi – mówiła do siebie. – Czy może ja wiem o tym psim gatunku więcej niż oni sami i cała reszta razem wzięta? – zastanawiała się wpatrując się w niewielką teczkę znajdującą się na biurku. - No nic, trzeba iść i uzupełnić informacje – zdecydowała i ruszyła ku drzwiom. – A kretyni niech biegają po mieście przez resztę nocy – zaśmiała się zadowolona z siebie jednocześnie szczęśliwa, iż nie musi przebywać poza biurem. – Po co w ogóle wzięli tą stażystkę ze sobą? – zastanawiała się. – Dla towarzystwa czy jak?
Winda się zamknęła i z lekkim szarpnięciem ruszyła w dół. Zjechała na parking, na jego ostatni poziom. Lucie ruszyła ku krętymi schodom, które umiejscowione w mrokach lamp sprawiały, iż były właściwie całkowicie nie widoczne i tylko nieliczny wiedzieli o ich istnieniu. Szybko w swoim ciemnozielonym kostiumie zniknęła w ciemnościach tylko stukot jej obcasów roznosił się wokoło z echem. Podeszła do starych i zniszczonych metalowych drzwi. Nacisnęła klamkę i je otworzyła, wbrew oczekiwaniom nie zaskrzypiały, nie wydobyła się żaden dźwięk poza lekki trzaśnięciem, gdy Lucie znalazła się już w środku. Lekkie światło nie raziło oczom przywykłych do ciemności po zejściu jednego pietra w dół. Ruszyła przed siebie aż do zakrętu w krótkim korytarzu. Tuż przy kolejnych drzwiach siedział mężczyzna patrzył się na nią złym wzrokiem do chwili gdy ją rozpoznał i na jego twarz wpłynął uśmiech.
- Cześć Herman – powiedziała wesoło – Co tam dziś u ciebie? – podeszła do niego i pocałowała w policzek na powitanie.
- Cisza i spokój – powiedział zadowolony. – Nikogo nie było w przeciągu tygodnia – powiedział częstując ją pączkiem - poczęstowała się choć nie przepadała za takim jedzenie, jednak dla Hermana była w stanie to zjeść.
- Mogę wejść? – zapytała .
- A zgoda komendanta? – odparł wyciągając niewielki zeszyt.
- Nie mam – westchnęła. – Pracuje teraz z wyjątkowo debilna grupą – pożaliła się. – Przydzielili nawet wilkołaka, jakby już nie było kogo – zapłakała.
- Żartujesz? – zdziwił się mężczyzna. – Wilkołak i Wampir współpracujący razem – zaczął się śmiać. – Ciekawe, które z was będzie tym razem ozdobą w salonie – powiedział po jakiejś chwili ocierając łzy śmiechu z puchowatej twarzy.
- Wierz mi, że nie ja – odparła. – To jak wpuścisz mnie? – zapytała.
- Wchodź, wchodź – powiedział i wystukał kod na klawiaturze przy drzwiach. – Kiedyś mnie przez ciebie zwolnią – westchnął.
- Całą odpowiedzialność biorę na siebie – zapewniła go.
- No ja mam nadzieje – otworzył jej drzwi a gdy weszła zamknął je za nią.
Pomieszczenie było ciemne, jednak po chwili zapaliło się delikatne światło przy niewielkim biurku, które było jedyną rzeczą w tym pomieszczeniu. Białe ściany, na których jednak nie było widać zaniedbania i posadzka były czyściutkie. Nie było tutaj nic poza biurkiem krzesłem i monitorem klawiaturą i myszką. Lucie uśmiechnęła się do siebie. Przednia otwierał się sezam informacji, baza, do której można było zaglądać tylko tutaj, informacja o wszystkich nieludziach znajdowała się w jej rękach. Usiadła wpisała swój indywidualny numer poczym hasło. Zaczęła szukać potrzebnych jej informacji starając się zapamiętać wszystko co przeczyta, gdyż nic stąd nie można było wynieść.

- Zaraz wychodzę – Herman oderwał ją od monitora.
- Już wychodzę – odpowiedziała.
Wiedziała iż mężczyzna opuszczał swoje miejsce pracy wraz ze wschodem słońca jednocześnie zamieniając się z Rupertem. Herman uważał się za człowieka i choć jego zdolności temu przeczyły to ktoś kto nie miał w rodzinie nikogo z nieludzi był ciekawym przypadkiem. W przeciwieństwie do Ruperta był mniejszym formalistom i rozumiał, iż Lucie woli część swoich spraw załatwiać po cichu zresztą jak większość wampirów. Herman posiadała wyjątkową zdolność wiedział, gdy się go okłamywało, właśnie dlatego idealnie nadawała się do strzeżenia najbardziej tajnej bazy danych jaka istniała. Lucie szybko usunęła wszelkie oznaki swoich poszukiwań i wylogowała się z systemu. Wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi, usłyszała tylko szczęk tytanowych zamków.
- Dzięki – powiedziała do ubierającego płaszcz mężczyzny, na jej szczęście Ruperta jeszcze nie było. – Do zobaczenia - rzuciła i ruszyła ku schodom.
Zawsze była bardzo zadowolona z miejsca usytuowania bazy gdyż tylko niewielka ilość drogi, jaką musiała pokonać była odsłonięta na świat zewnętrzny. Ruszyła do windy, na która musiała czekać zdumiewająco długo. Gdzieś tam słyszała ciche kroki, które oznaczały nadejście Ruperta to jej już jednak nie martwiło. Nadjechała winda otwarły się drzwi i Lucie zniknęła w środku. Ruszyła prosto na swoje piąte piętro. Niewielkim pomieszczeniem windy szarpnęło i ruszyła w górę. Wzięła kilka głębszych oddechów, gdy była już na czwartym piętrze. Zegarek pokazywał, iż słońce powinno już wstać. Drzwi się otworzyły i spokojnym krokiem ruszyła w kierunku swojego niewielkiego biura.
- Cześć Lucie – usłyszała głos koleżanki, w myślach cicho zaklęła.
- Co tam? – zapytała w odpowiedzi na pozdrowienie przystając obok niej.
- Właśnie wychodzę. A ty też powinnaś się już zbierać a nie siedzieć tutaj wśród tych swoich papierków – stwierdziła z uśmiechem. – Słyszałam, że szef ci coś przydzielił nowego. I jak?
Lucie westchnęła.
- Nieciekawie – stwierdziła. – Dowodzący to rozdrażniony kociak ze skazą z dzieciństwa, a pozostała trójka to jakaś pomyłka a nie policjanci – stwierdziła.
- To przynajmniej masz ciekawe obiekty do analizy – zaśmiała się koleżanka po fachu. – Ten szef to zapewne to niskie coś, co było tutaj wieczorem – uznała. – Ponoć nie chcieli go w żadnym wydziale dlatego tutaj trafił – mówiła szeptem. – Moja koleżanka Summers wiesz z wydziału dochodzeniowego musiała wsiąść dwa tygodnie chorobowego po tym jak zmusili ją by z nim pracowała.
- To mnie nie pociesza – stwierdziła Lucie.
- Dasz radę – puściła jej oko kobieta. – Ja już uciekam zasiedziałam się dzisiaj strasznie – zaśmiała się i lekko ziewnęła – Do zobaczenia – ruszyła ku windzie nie czekając na odpowiedz koleżanki.
Lucie szybkim krokiem przebyła resztę odległości dzielącą ją od biura. Trzęsącą się ręką otwierała drzwi, po czym szybko je zamknęła. W środku było ciemna automatycznie ustawiona kurtyna zasłaniała okna odgradzając ją od śmiertelnego światła. Starła pod ze skroni chusteczka, którą miała w kieszeni. Popatrzyła na rękę.
- Poparzona – stwierdziła patrząc jak robi się coraz bardziej czerwona – Cholera by trafiła Alicję – westchnęła i ruszyła do biurka gdzie w jednej z szuflad znajdowała się maść na poparzenia. – Musze odpocząć – stwierdziła w tym samym momencie zamek w drzwiach się przekręcił zamykając pomieszczenie i odgradzając ją od wszelkich nieproszonych gości.
Z jednej z szaf wyciągnęła zniszczony już koc i poduszkę. Położyła się na sofie i zamknęła oczy.
- Dwa tygodnie chorobowego – westchnęła. – Miła perspektywa – ziewnęła. – No i kolejny wilkołak w salonie.
0 Responses

    Obserwatorzy