rozdział 5 część 7 (by hevs)

Olga zamknęła lodówkę, wychyliła resztkę krwi ze słoika i ponuro wpatrzyła się w pusty pojemnik. Niedobrze. Miała jeszcze pewien zapas, ale to nie było to. Potem mogła iść zapolować, ale w dzisiejszych czasach co przechodzień to narkoman, albo diabli wiedzą co. Musiała znaleźć Dee, po prostu musiała, była świadoma, że żadna inna krwe jej nie zasmakuje, No i z tym polowaniem sprawa też nie była prosta, nie chciała mieć problemów z Wydziałem, nie teraz, kiedy… Głupia, głupia, głupia…!
Ale jak on mógł z taką małą, szarą lafiryndą…?! Chociaż nawet lepiej, że nie była ładna, w ten sposób cala sprawa zahaczała jedynie o desperację. No bo co ona ma, czego ja nie mam?! Tylko jedno, odpowiedź była aż boleśnie prosta. Ona mogła dać mu dzieci. Ale przecież ja też chcę mieć z nim dzieci, prawda? Najwyraźniej „mieć dzieci” okazało się istotniejsze niż „mieć dzieci z Olgą” .
Zamrugała, odstawiła słoik do zlewu i postanowiła znaleźć męża. Każda w takiej sytuacji postanowiłaby znaleźć męża, jaką by się nie okazał szują, tak sobie pomyślała. Poza tym, zdecydowała, że mu wybaczy. Wybaczy, choćby musiała gryźć wargi do krwi. Tak, czy owak, nie była bez winy. Powinna traktować go inaczej, teraz to widziała. Była przekonana, że on wie, co ona do niego czuje, przecież… no ale był człowiekiem, kompletnie nieświadomym zawiłych obyczajów wampirzej społeczności. Trzeba było bardziej po ludzku, nie popełniłaby drugi raz takiego samego błędu.
Tak. Trzeba działać natychmiast. Po pierwsze: zrobić się na bóstwo, tak, że nawet Dragan nie będzie w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zawsze ją deprymował – był jednym z niewielu mężczyzn, którzy nie ulegali jej totalności. Och, kochanie, tym razem cię zamuruje. Musi. W oczach Olgi błysnęła desperacja. Naprawdę nie chciała sama stawiać czoła temu co niewątpliwie nastąpi, nawet, jeśli obecność Dee uczyni sprawy trudniejszymi.
***
Siedzieli w sali konferencyjnej, która najwyraźniej została uznana za ich centrum operacyjne. Przez duże okna – Dee wybił dwa z nich malowniczo wyrzucając przez nie krzesła – wpadały wesołe promienie słońca, wyraźnie kontrastujące z nastrojem Serba, który z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej przybity. Odprawiwszy Nathalie – która koniecznie, ale to koniecznie musiała, rozumiesz, musiała iść do weterynarza ze swoim królikiem, a potem jeszcze musiała zadbać o kondycję karmiczną oddziału poprzez medytację i…!! – oraz El Grande – w końcu ktoś musi patrolować ulice… - nawet nie musiał martwic się o Maelle bo ta u szczytu długiego stołu z zapałem przeglądała jakieś papierzyska. Dragan padł na krzesło, rozrzuciwszy ręce, z czołem opartym o ciemnobrązowy blat, półleżał bez słowa już dłuższy czas.
- Będziemy tu tak siedzieć aż nam kac minie? – Zapytał Luis.
- Rób co chcesz – burknął Dee nie podnosząc głowy. – Ja mam dość. Moje życie straciło sens. Ona mnie zabije. A jak nie ona to jej brat. A jak nie jej brat to jej ojciec, a jak nie jej ojciec, to-
- Jej matka? – Zakpił Luis.
Dragan podniósł wzrok. W zielonych oczach czaiło się coś, co sprawiło, że obfite owłosienie Luisa, łącznie z brwiami, stanęło dęba. To coś, co poeta nazwał by gniewem obfitym w szkody, a Dee po prostu wkurwem zniknęło jednak błyskawicznie i z westchnieniem mężczyzna znowu opadł na blat.
- Czyż nie dobija się koni? – Mruknął łamiącym się głosem.
- Wiesz, gdybyś dokładniej obejrzał odcinek szósty „Poradnika małego bigamisty”-
- Milcz! – Warknął Dragan, najwyraźniej przestało być dość, bo aż zerwał się z krzesła – jeśli jeszcze raz, kiedykolwiek, pomyślisz o tym, że JA mógłbym pomyśleć jak o obiekcie seksualnym o czymś TAKIM ja ta pierdolona, roztrzęsiona wariatka, to niniejszym ci kurwa oświadczam, że cię przerobię na jebany dywanik, dotarło, kundlu?!
Zanim Luis zabłysną cięta ripostą do sali wszedł Komendant. Wysoki, barczysty mężczyzna w sile wieku. Wpadający przez wybite okna wiatr poruszył jego bujnymi, siwiejącymi już włosami. Ciemny garnitur leżał na nim w idealnym porządku. Zmarszczył brwi patrząc na wściekłego Dee wskazującego Luisa palcem.
- No tak. Dragan raz jeden przyszedł do pracy i od razu robi awantury. Możesz mi wyjaśnić co stało się z moim samochodem oraz kto wybił te okna?
- Idź stąd… - mruknął Dee rzucając mężczyźnie ponure spojrzenie.
- Zapowiedziałem, że nie będę tolerował takiego zachowania!
- I co mi zrobisz? – Prychnął Dee i rozsiadł się nonszalancko.
- Masz trzydzieści sześć lat, dorośnij wreszcie!
- Wiesz, rozbite rodziny, wojny, takie sprawy, to czyni dorastanie bardzo trudnym…
- Gdyby nie ja, skończyłbyś w Amarvin, jak twój ojciec!
- Halo, halo, czy mój ojciec nie skończył w Amarvin przez ciebie?!
Luis przysłuchiwał się temu z niemałym zainteresowaniem. Wprawdzie nie miał za dużo kontaktów z Komendantem, ale jego opinia człowieka zasadniczego nie budziła wątpliwości. Skąd więc kłótnia z Dee? No ale faktycznie, ktoś o takich zwyczajach musiał mieć plecy. Wymiana uprzejmości trwała więc w najlepsze, a Maelle nawet nie podniosła wzroku znad swoich papielkuf.
Na to wszystko do pokoju weszło Szare Garsonkowate. Dee wbił w nie wściekłe spojrzenie, aż zatrzęsła się bardziej niż zwykle.
- Niech! Cię! Szlag! – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
Komendant zamarł. Kobieta wypuściła trzymane w ramionach teczki u uniosła dłonie do pobladłej nagle twarzy i… padła na podłogę z głuchym dźwiękiem doskonale słyszalnym na tle szeleszczących papierków Maelle.
Luis patrzył to na najwyraźniej nieżywą kobietę, to na Dee.
- Dee… - zagaił. – Ty jesteś… wiedźmakiem?
Dee z gadzią powolnością obrócił się by spojrzeć na wilkołaka.
- Niech ci nie staje przez tydzień.
- Co…? Ej! Nie! Nie!! Ja się nie zgadzam, tak się nie robi!!
To zaskakujące jak facet robi się podobny do Nathalie w takich sytuacjach, pomyślał filozoficznie Dee i rzucił spojrzenie Komendantowi. Ten, blady i najwyraźniej wściekły wycedził:
- Draganie Firosevič…
- Hmm…? – Serb uniósł brwi. – Sprzątnij trupa. Ciepło jest, zaraz zacznie cuchnąć. I nie bulwersuj się tak, to szkodzi – złośliwy uśmieszek psychopaty wpełzł na jego wargi. – I nawet nie myśl o wywaleniu mnie z roboty. Moja matka by się nie ucieszyła. Luis, nie waż się nikomu powiedzieć. Idziemy coś zjeść? Krzywdzenie ludzi jest przyjemne, ale strasznie energochłonne.
0 Responses

    Obserwatorzy