rozdział 4 część 6 (by Kruff)

- O to właśnie chodzi, że nic! - zawył Luis i wsadził swój nos w zagięcie łokcia w celu zasmarkania swojej koszuli.
- Yyy... - mina Dee wyrażała najczystszą odmianę konsternacji.
- Jestem śmieciem - westchnął wilkołak dramatycznie - Bezużyteczną, śmierdzącą zakałą społeczeństwa!
Darkenwell już chciał powiedzieć, że z tym to się akurat zgadza, ale ugryzł się w język.
- Czego ja właściwie w życiu dokonałem? - ciągnął sierściuch, wpatrując się nieprzytomnie w pustą już niemal butelkę - Normalne samce w moim wieku mają już po sześcioro szczeniąt, uroczy dom nad jeziorem, żonę, która dobrze gotuje, chomika, pomidory w ogródku, zapas piwa w lodówce... A ja? Co ja mam? Łupież, kurwa mać!
- Uee!... - Nathalie spojrzała na niego ze współczuciem - Może jakaś ziołowa mieszanka... - umilkła, widząc jego wzrok.
- Ja... Ja chcę mieć potomka, dziedzica. Małe margrabiątko...
Nathalie i Dee spojrzeli na siebie pytająco.
- ...które biegałoby w krótkich portkach za piłką i mówiło mi "tatusiu daj piątaka". Ja... Ja nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, może życie nie ma sensu! - Luis dopił trzecią butelkę wódki. Po ilości spożytego alkoholu dało się wywnioskować, że nie był stąd - Pogubiłem się. Jestem teraz nikim! Podstarzałym kawalerem, samotnym do szpiku kości...
I wtedy, całkiem niedaleko rozległ się uroczy, niezobowiązujący i nie całkiem przytomny chichot. Lucie. Podeszła, a wtedy Luis zrozumiał...
Spojrzał na jej blond loczki, migoczące, srebrne kolczyki, cudowną talię, oczy, nos i przeuroczy uśmiech.
Świat zawirował.
- Moje życie właśnie odzyskało sens... - oświadczył szeptem.
0 Responses

    Obserwatorzy