rozdział 1 część 2 (by Kruff)

Wciąż walcząc z bólem rozsadzającym czaszkę i pojękując cicho, Luis usiadł na łóżku. Nie potrafił przypomnieć sobie, co wczoraj pił. Mógł mieć jedynie nadzieję, że nie było zbyt drogie i że nie zamówił tego zbyt wiele, choć jego stan wskazywał na to, że zafundował sobie cały beczkowóz szampana. Odgarnął z czoła pozlepiane potem włosy i rozejrzał się po pokoju. Pierwszym, co zobaczył, były jego własne bokserki zwisające z żyrandola.
Bogowie, pomyślał, musiało być fajnie…
Lulu – zdaje się, że tak właśnie się przedstawiła – leżała tuż obok z lekko rozchylonymi ustami i rozrzuconymi na satynowych poduszkach miedzianymi puklami. Całkiem ładna. I całkiem naga.
Luis zsunął się dyskretnie z łóżka i ściągnął gacie z lampy. Zamierzał zostawić swoją muzę sam na sam z rachunkami. Mógł być romantyczny od czasu do czasu, ale to nie oznaczało jeszcze, że posiada prywatną fabrykę pieniędzy. Poczłapał do łazienki, po drodze zabierając z fotela i gustownego stolika koszulę i spodnie. Najlepszą koszulę i najlepsze spodnie, jakie w życiu posiadał. Spojrzał w lustro, ale nie znalazł w nim niczego ciekawego, prócz własnej gęby pokrytej dwunastogodzinnym, ciemnym zarostem i pary przekrwionych, wodnistych oczu. Ochlapał twarz zimną wodą i przeczesał włosy ręką. Naciągnął bieliznę i spodnie, z trudem trafiając nogami w odpowiednie otwory. Już myślał, że uda mu się wymknąć niepostrzeżenie, kiedy usłyszał za sobą kroki bosych stóp. Zaklął pod nosem i obrócił się na pięcie.
- Cześć, zwierzaku… - Usłyszał.
Lulu, owinięta w prześcieradło, stała oparta o futrynę i uśmiechała się słodko. Zatrzepotała rzęsami i kiedy Luis próbował wyślizgnąć się z łazienki, złapała go za kołnierz i przyciągnęła ku sobie. Jej imponujący biust przyjemnie zamortyzował zderzenie. Ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Luis dokonał pobieżnej analizy wszystkich jej piegów, robiąc co mógł, by jego wzrok nie powędrował nieco niżej.
- Wiesz, złotko… – wyjąkał – Muszę iść do pracy.
- Do pracy? – Zdziwiła się Lulu – Mówiłeś, że jesteś artystą…
Naprawdę?
Rzuciła mu się na szyję. Prześcieradło zsunęło się z jej boskiego ciała, odsłaniając dwie cudowne, duże piersi, a jej dłoń zaczęła majstrować przy klamrze paska. Luis chrząknął cicho, nie do końca pewien czy wobec takiej ofensywy jego głos zabrzmi tak, jakby tego chciał.
- Naprawdę się spieszę…
Przerwał mu jej pocałunek. A potem pukanie do drzwi. Obsługa hotelowa – był zgubiony.
***
Do mieszkania wrócił dopiero wieczorem, kiedy jakimś cudem udało mu się uregulować należności, spłukany i obolały. Na zakończenie dostał w twarz od Lulu, której – jak się okazało – skutecznie wmówił, że jest jego przeznaczeniem i że pragnie spędzić z nią resztę życia, spłodzić urocze stadko, a potem zamieszkać w domku nad jeziorem i godnie się zestarzeć. To tłumaczyłoby w pewnym stopniu jej nietypowe dla rasy i płci zachowania seksualne. Najwyraźniej zamierzała zabrać się do majstrowania tej gromadki natychmiast. I chyba nie przeszkadzało jej, że ta gromadka zamieniałaby się co miesiąc w bandę hałaśliwych i sikających gdzie popadnie szczeniaków.
Podniósł z wycieraczki dużą kopertę i wyciągnął z niej najnowszego „Dobrego wilkołaka”. Co miesiąc znajdywał kolejne numery pod swoimi drzwiami. Wiedział, że podrzuca mu je sąsiadka z naprzeciwka. Zawsze niezmiennie śmierdziały kotami, a ona miała ich chyba z osiem. Najwyraźniej nadal wierzyła w jego skrywaną głęboko szlachetność i próbowała sprowadzić go ze złej, rozpustnej drogi. Było to na swój sposób wzruszające. Znała jego sekret, sam nie wiedział skąd. Najważniejsze, że trzymała gębę na kłódkę.
Luis rzucił okiem na okładkę, z której szczerzyła się do niego szczęśliwa i absolutnie oswojona rodzinka w modelu dwa plus sześć.

WILKOŁAK JAKO ISTOTA SPOŁECZNA: KRÓTKI KURS PANOWANIA NAD INSTYNKTAMI.

Doskonale. A nieco niżej:

PRAWDY I MITY DOTYCZĄCE PIELĘGNACJI SIERŚCI.

A potem:

60 PRZEPISÓW NA SMACZNE I TANIE DANIA Z SUROWEJ WOŁOWINY.

Luis westchnął ciężko, wyjął klucze ze spodni i otworzył drzwi. Wchodząc do mieszkania, zdeptał kilka opakowań po wegetariańskiej, sajgonkach i ryżu z kurczakiem. Ściągnął koszulę i rzucił ją do kosza na brudy. Właściwie… rzucił ją w okolice kosza na brudy. Odkręcił kurek z ciepłą wodą. Chwilę patrzył na napełniającą się wannę, nad którą, prócz mydła, pianki do golenia i żelu, stał szampon dla psów, po czym podreptał do kuchni. Zamierzał jeszcze coś zjeść, nim podda się dezynfekcji.
I wtedy zadzwonił telefon.
- Halo?… - Luis podniósł słuchawkę, jednocześnie lustrując zawartość lodówki.
- Masz się stawić u mnie w biurze dziś za… powiedzmy dwie godziny – komendant uznał za zbędne przedstawianie się – Tylko się nie spóźnij.
- A o co chodzi? – ofiarą wygłodniałego drapieżnika padły ostatecznie parówki, które wyglądały na jeszcze zdatne do spożycia, wbrew temu, co głosiła data ważności wybita na opakowaniu.
- Dowiesz się, jak się zjawisz. To nie jest rozmowa na telefon.
- Aha.
Luis odłożył słuchawkę, wepchnął parówkę do ust, włączył odtwarzacz, z którego popłynęły słodkie dźwięki arii z „Zaczarowanego fleta” i nucąc cicho wrócił do łazienki. Nie zamierzał się spieszyć. Przecież dwie godziny to masa czasu. Ktoś inny pognałby pewnie na komisariat, by przejrzeć akta swoich współpracowników, ale on – szczerze powiedziawszy – miał ich głęboko w dupie.
Jeśli nie będzie tam wampira, da się przeżyć.
0 Responses

    Obserwatorzy