rozdział 3 część 3 (by ześmiechem)

Wyszli z powrotem przed kościół.
- Hmm. – Zaczęła Nathalie. – Czy to na pewno dobre rozwiązanie zostawiać biednego Luisa tam w środku ?
Dee łypnął na nią przez ramię.
- Ja tu decyduję.
- Ale będziemy mieć złą karmę ! I…
- A teraz trzeba znaleźć jakiś… środek transportu.
- Cemu nie feśmiemy kolejnego samochodu ?
- Szybko się uczysz. – Dee zastanowił się chwilę, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Ale to będzie zbyt nudne…
***
- Ja naprawdę nie jestem pewna, czy potrafię to poprowadzić…
- Umiesz. Wcześniej mówiłaś, że umiesz.
- To nie jest dobry pomysł ! I zgodne z prawem też nie ! Tam to była jedna kradzież, tutaj…
- Żadna różnica.
- Ale…
- Ja nie umiem tym jeścić !
- Hmm. No dobra. Wariatka się ucieszy. Pojedziesz ze mną.
- Co za…
- Będą tylko dwa.
Nathalie zrezygnowana pokręciła głową.
***
- ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!
Warkot motocykli ucichł na chwilę.
- Czego wrzeszczysz ? Słuchaj, jeżeli boisz się…
- Boję się ! Boję się ! Boję się ! JA CHCĘ IŚĆ NA NOGACH !
- To idź.
- Dobra. – Zawahała się. - Czy nie mogę na chwilkę wrócić do domu ? Muszę sprawdzić co u mojego królika… Pewnie boi się sama…
- Jesteś w pracy ! Nikogo nie obchodzą chore stany lękowe ani ciebie, ani twojego gryzonia, więc…
- Ja bardzo przepraszam ! To nie jest gryzoń ! To się wszystkim myli ! Króliki to nie gryzonie ! Króliki to zajęczaki z rodziny zającowatych ! Różnica polega na budowie i ruchach szczęki…
- No dobra, dobra, możesz iść, tylko już nic nie mów ! W takim przypadku… Zanim kundel wróci tez pewnie minie trochę czasu… Macie być na komendzie za trzy godziny.
- Cienki sefie. Ale jak ja frucem ?
- A niech… No dobrze, podrzucę cię.
Pojechali.
Nathalie rozejrzała się. Była w sumie całkiem niedaleko od swojego domu. Chociaż… Noc… Pusto, cicho… Dziwnie. Rozejrzała się.
W końcu ją olśniło. Podeszła do pobliskiego klombu, zabrała kilka sporych, białych kamieni (praca z takimi ludźmi niesamowicie poszerza horyzonty jeżeli chodzi o uznawanie własności prywatnej i wspólnej) i włożyła je do torby. Aj. Ciężkie. I dobrze. Zrobiła kilka zamachów. Idealnie.
***
Klatka schodowa była ciemna, każdy krok wydawał się nienaturalnie głośny. Światło oczywiście nie działało. No ale… Nie ma co narzekać… Takie miejsca mają przynajmniej klimat, charakter, nie to, co czyściutkie, lustrzane apartamenty… z widokiem na tereny zielone… pięknym tarasem, salonem… kilkoma łazienkami… złotymi kranami…
No w każdym razie takie miejsca ograniczają umysł. Widzisz tylko rzeczy doczesne, materialne, które da się kupić za zwykłe kawałki metalu czy brudne papierki.
Jak ta wspaniała sukienka. Ach, ona bardziej przypominała strój chińskiej cesarzowej, niż sukienkę. I była jedwabna…
Trudno. Eksmisja jest bodajże po którymś z kolei nieopłaceniu czynszu.
Wyobrażając sobie, że idzie w tym jedwabnym cudzie, pokonała ostatni odcinek schodów i otworzyła drzwi.
Kiedy weszła do mieszkania poczuła, że coś jest nie tak. Do tego samego wniosku doszła chyba również Patsy, która podbiegła do niej i zaczęła ją lekko szarpać przednimi łapkami. Nathalie schyliła się, żeby ją pogłaskać. Ależ na tej podłodze bałagan… Czy było tego aż tyle wcześniej ? Te wszystkie gazety… Papiery… Ubrania… Na pewno były, ale żeby aż tyle ?
Szybko wstała i podeszła do szafy. Otworzyła ją, po czym wyjęła słodki drewniany kuferek. Podniosła wieczko… Był pusty.
Ludzie zawsze ją pytali, dlaczego nie nosi przy sobie dokumentów. Odpowiedź była prosta. Z tego samego powodu nie nosiła ze sobą papierów i informatora z pracy. Materiałów, które kiedyś jej podesłali…
Żeby nikt ich nie ukradł.
0 Responses

    Obserwatorzy