rozdział 2 część 1 (by Kaar_a)

Od razu go rozpoznała. Wszedł niczym najeżony kociak.
- Pierwszy wchodzę, pierwszy wychodzę i mam w dupie, co o tym myślicie – usłyszała i się uśmiechnęła patrząc na zachowanie mężczyzny.
- „Kolejna rybka w stawie” – pomyślała nieprzyjaźnie patrząc w stronę wilkołaka.
Zdenerwowana wyciągnęła nóż i zaczęła się nim bawić w jej wyobraźni pojawiały się obrazy bólu, jaki potrafiła zadąć tym jednym sztyletem.
- „Ale przynajmniej będę mogła zebrać więcej danych do analizy” – zwróciła swoje myśli w pozytywnym kierunku słysząc krzyki z pokoju obok. Cała sytuacja nie podobała się jej za bardzo. Rozglądnęła się, dwie z czwórki osób znała już z dostarczonych jej papierów teraz zaczęła się przyglądać dziewczynie ubranej dziwnie i bez gustu, choć musiała przyznać w myśli ze jakiś sens to w sobie miał, choć jej jak na razie nie udało się go odnaleźć.
- Do tego dziecko – westchnęła cicho. – Wydział Piąty schodzi na psy – to specjalnie i z premedytacją powiedziała na tyle głośno by znajdujący się opodal wilkołak usłyszał. Popatrzył się jej w oczy chyba po raz pierwszy, odwzajemniła się tym samym zawierając całą swoją nienawiść w tym jednym spojrzeniu. Odgłosy rozmowy jakby znajdowały się poza nimi. Oplotła talie rękami w dłoni ciągle trzymając sztylet, który był wyraźną manifestacją jej pragnień.
- Pzeplasam – odezwała się nagle dziewczyna. – Ja pryslam na stas.
Lucie nie zwróciła na nią większej uwagi ciągle grożąc wzrokiem mężczyźnie, który podzielał jej uczucia.
Niski mężczyzna wrócił do pomieszczenia i również krzywo popatrzył się w stronę wilkołaka.
- „Coś mi mówi ze się polubimy” – pomyślała. – „Zdecydowanie jednak jest zbyt wnerwiony. Ciekawe, dlaczego?”
- Apsik! – usłyszała a po min siarczyste przekleństwo.
- „A może i nie” – westchnęła. – Więc jesteśmy juz wszyscy? – zapytała nie ruszając się ze swojego miejsca.
- Owszem – odparł jej kolejny pies, Krzycki, nie cierpiała kundla i to nie tylko, że był psem. – To wasz dowodzący Darkenwell – powiedział tamten udając, iż nie widzi wściekłego spojrzenia mężczyzny.
- Nie cierpię sierściuchów – stwierdził patrząc się w stronę wilkołaka.
- Nie jesteś sam – przytaknęła Lucie. Popatrzył się w jej stronę, choć niewiele mogła rozgryźć z tego spojrzenia. Intrygował ją.
- Nie wiem, o co chodzi i mam to gdzieś – powiedział siadając na najbliższym krześle – Może byś się w końcu wyniósł zatruwasz powietrze – powiedział do Kadrowego.
Uśmiechnęła się.
- „Ale nie jest tak źle.” – mężczyzna wzruszył ramionami i opuścił pomieszczenie cos cicho szepcąc pod nosem.
- Jestem Nathalie Portrait – odezwała się dziwnie ubrana kobieta.
- „Cholerne feng – shui” – stwierdziła w myślach, podczas gdy kobieta zaczęła gadać o swoim króliku. – „Jej analiza przyprawi mnie o ból głowy” – pomyślała z westchnieniem.
- Luis Alberto de Lima, wilkołak – mówiąc to wyprostował się dumnie w jego oczach widać było wyzwanie.
- „I co jeszcze?” – westchnęła w myślach.
Ich wzrok skierował się ku dziecku, które najzwyczajniej było zagubione w całej tej sytuacji. Lucie sama była zainteresowana osobą dziewczyny, choć nie tak bardzo jak powodem jej przydzielenia do tego zadania. Ona sama pracowała dobrych kilka lat zanim mogła asystować w działaniach Wydziału Piątego nie mówiąc juz o samodzielnym prowadzeniu analiz do pomniejszych spraw.
- Simone Yannick Lestarts – powiedziała i Lucie pomyślała ze jest to jedyna rzecz, jaka potrafi dobrze wymówić. - Psyjechałam na stas – powiedziała spoglądając poklei na wszystkich. – Lubie papielki.
- Mówcie do mnie Dee i jestem tutaj szefem, macie jakiś problem to go sami rozwiążcie – powiedział przerzucając cygaro na drugą stronę ust.
- Lucie Luu – przedstawiła się – Zajmuję się analizami psychologicznymi. – zatrzymała się upewniwszy się, iż przykuła na sobie uwagę pozostałych. – Wampir – odczekała chwilę, po czym zadała pytanie na które zdążyła juz poznać odpowiedź - Zostaliście zapoznani ze sprawą?
- Mów, nie mam czasu żeby tutaj siedzieć – warknął Dee.
Westchnęła do siebie – „Też mi szef” – jednak obdarowała go jedynym ze swoich uśmiechów i odwróciła się do pozostałych, który wpatrywali się w nią każdy z nich kręcił głową mówiąc jej, iż jest jedyna poinformowaną osoba w tym gronie. - Zgodnie z aktami, które wam później prześlę mamy do czynienia z rytualnymi zabójstwami.
- Czyli nic nowego – skomentował Dee przerywając jej.
- Zależy jak, dla kogo – rzuciła mu ripostę uśmiechając się przy tym milo. – Ofiary są ubierane w strój ślubny, po czym gwałcone przez kilka osób. Podczas tego aktu podcina się im nadgarstki tak by w miarę posuwania się ceremonii stawiały jak najmniejszy opór pozwalając się im wykrawać na śmierć, co jest głównym powodem śmierci. Ofiary są zostawiane w dokładnie takiej samej pozycji jak umarły, a zabójcy przykrywają je satynowym płótnem. Brak krwi na miejscu zbrodni sugeruje wampiry, jednak czas odbywania się obrzędu wskazuje na psy. Każdej pełni następuje kolejne zabójstwo, tak, więc kolejne nastąpi za pięć dni.
- Miejsce zbrodni – przerwał jej pies, za co obdarowała go złym spojrzeniem.
– Różnie czasami piwnice czasami kościoły jednak oddalenie się tych miejsc jest przeważnie takie samo około kilometra dwieście w linii prostej.
- Dlaczego nas do tego sprowadzono niech zajmie się tym wydział zabójstw, a ja wrócę do mojego królika...
- To nie wszystko – przerwał jej Dee. Lucie podziękowała mu, iż zapobiegł kolejnej fali paplaniny kobiety.
- Ostatnią ofiarą była Lamia. Pierwszą wampirzyca, a drugą magik.
- Zaltujes? – krzyknęła dziewczynka, która do tej pory siedziała cicho.
- Nie – odrapała jej z uśmiechem.
- Coś jeszcze?
- Owszem wszystkie ofiary zostały w dziwny sposób pozbawione mocy, którą zapewne wykorzystałyby do samoobrony. Na ciele ofiar nie znaleziono żadnych śladów walki.
- co sądzi o tym nasza pani psycholog? – zapytał Dee z wrednym uśmiechem na twarzy.
- Jeszcze nic – odparła. – Za mało danych, żebym wypowiedziała swoje zdanie – powiedziała ruszając do drzwi – A teraz mi wybaczcie – uśmiechnęła się.
- Siadaj – warknął popychając w jej stronę krzesło.
Zatrzymała je nogą z uśmiechem na twarzy
- Dziękuję postoję – odparła zaciekawiona co też mężczyzna ma do powiedzenia.
- Co kto umie i dlaczego mam cierpieć w waszym towarzystwie apsik!
0 Responses

    Obserwatorzy