rozdział 5 część 1 (by hevs)

***
Po raz kolejny niepewnie spojrzeli na gmaszysko, w którym według informacji Lucy mieszkał Dee. Beton i kąty proste. Dopiero na wysokości drugiego piętra ciągnęły się okna o lustrzanej powierzchni. Bynajmniej budynek nie wyglądał mrocznie, czy ponuro, raczej jak… schron atomowy.
Znaleźli drzwi. Stalowe, ozdobione charakterystycznym znaczkiem i napisem „biohazard”. Niżej ktoś napisał „SPIERDALAĆ”, a jeszcze niżej napis „Legia to kurwa” przypominał, że jeszcze nie opuścili starej dobrej normalności. Weszli na pustą, przestronną klatkę schodową. Co ciekawe tutaj nie było ani skrawka graffiti i pachniało przyjemnie, jakby pieczonym kurczakiem. Powoli ruszyli schodami, Luis pierwszy, jakoś tak… wypadało, skoro był jedynym facetem w towarzystwie, a teren był nieznany.
Brak okien wiązał się najwyraźniej z brakiem pomieszczeń, gdyż na żadnym z półpięter nie znaleźli drzwi. Dopiero na samej górze, kolejne stalowe. Tym razem bez żadnych napisów. Spojrzeli po sobie.
- On naprawdę tu mieszka? – Zapytał Luis.
- Oczywiście – Zauważyła cierpko Lucie.
Wilkołak zapukał. Nic się nie stało. Zapukał ponownie.
Dobiegło ich jakieś niewyraźne zapewnienie. Po chwili drzwi otworzyły się, a stał w nich niski, szczupły facet, w samych spodniach, puchatym ręcznikiem wycierający włosy. Na piersi wytatuowane miał skrzydlate koło. Gładko ogolony, na szyi i przedramionach blizny jak po ukłuciach. Zamrugał zielonymi oczyma.
- Eee… - wydobył z siebie Luis.
- Apsik –zauważył facet.
- Dee…? – wyrwało się z trzech gardeł. Tylko Maelle wydawała się niewzruszona.
- Czego chcecie? – zapytał Darkenwell, tak, ten zachrypnięty głos musiał należeć do niego.
Pierwsza przytomność umysłu odzyskała Lucy, swoją drogą to interesujące, ten jego inny image, no i tatuaż, jakieś kompleksy?
- Podobno masz coś przerobione za pomocą tych wzorków z kościoła. Chyba nie sądziłeś, że będziemy czekać?
- A co wy ostatnio tacy zorganizowani, silni, zwarci i gotowi? – burknął podejrzliwie. Patrzył ponuro na wilkołaka, kichnął raz jeszcze i w końcu wpuścił ich do mieszkania. – Niech kurwa stracę… Tylko cicho, bo Olga jeszcze śpi.
- Dlaczego masz wytatuowane kółko ze skrzydełkami? – Zapytała Nathalie z miną sugerującą, że to bardzo zły wybór karmiczny.
- To nie jest „kółko ze skrzydełkami”, tylko symbol kolei. Zanim staliśmy się przestępcami moja rodzina robiła w parowozach.
Zaprowadził ich do pierwszego po prawej pomieszczenia – było ogromne, a na przeciwległej ścianie wisiał kinowy ekran. To na pewno nie była zaadaptowana sala kinowa, ale przeznaczenie wydawało się oczywiste. Kanapa, stół, pod ścianami półki zastawione filmami oraz grubymi książkami, każda ze słowem „film” na grzbiecie. Długi parapet – to musiały być te okna, które widzieli z dołu – zastawiony był naczyniami oraz… książkami kucharskimi? Nad kanapą wisiała poobijana trąbka, poza tym na ścianach królowały filmowe plakaty. Dee kichając otwierał okna i mamrotał do siebie coś, co definitywnie było niecenzuralne i niewątpliwie dotyczyło Luisa.
- Poczekajcie. I nie rozpełzać się – polecił i wyszedł.
Mieszkanie wydawało się zaskakująco dostatnie jak na kogoś, kto wyglądał jak menel i na dodatek pracował w Wydziale. Na jednym z regałów stały zdjęcia. Jedno przedstawiało grupę barczystych żołnierzy, z których co najmniej dwóch było wilkołakami, wysoką wampirzycę i radośnie wyszczerzonego kurdupla, niewątpliwie będącego sporo młodszym Dee.
Wrócił Darkenwell w t-shircie i z chustką zawiązaną na szyi. Ale Lucy już nie miała wątpliwości co do natury blizn, które w ten sposób ukrywał.
Nathalie wzięła do ręki drugie zdjęcie, wyraźnie nadszarpnięte zębem czasu, pozaginane, jakby ktoś nosił je w kieszeni. Przedstawiało uśmiechniętego, przystojnego mężczyznę z siedmio-sześcioletnim chłopcem. Ten wąsik, te szare włosy…
Dziewczyna zaszokowana spojrzała na Dee:
- Dlaczego ty trzymasz w ramce zdjęcie Firo Firoseviča?
- A czemu nie?
- Czemu nie?! Przecież to morderca, psychopata, ludobójca!!
Dee wzruszył ramionami:
- Co nie zmienia faktu, że to mój ojciec.
Nathalie otworzyła usta. Zamknęła je. Zamrugała. Po czym wróciła do siebie:
- Sądzę, że jakieś medytacje pozwoliłyby ci się uwolnić-
- Jeśli chcę się od czegoś uwolnić, to od twojego pierdolenia! I odstaw to! Maelle… Gdzie jest kurwa Maelle? Mówiłem się kurwa nie rozpełzać! – Wyszedł poszukać Lamii zanim zeźre wartościowego. Znalazł ją w kuchni pożerająca sajgonki. Jajka, ser i jabłka też gdzieś wyparowały. Złapał dziewczynę za chude ramię i pociągnął do reszty ekipy.
- To czegoście chcieli? Apsik!
- Miałeś nam pokazać ten zaklęty przedmiot – mruknęła Lucie. No proszę kociak okazał się synem tygrysa, czy jaka tam metafora pasuje to odsiadującego dożywocie ludobójcy.
- A, to ta trąbka. Jak w „Stąd do wieczności”, hehe – wskoczył na kanapę i ściągnął instrument. – To robota Alva, gościa z Oddzialu. Ale nie mam pojęcia po co ktokolwiek miałby to robić, bo wysiłku dużo, a skutek debilny. Alv był świrem, tak na oko to pewnie szukał życia wiecznego, albo czegoś w tym stylu. Jedyne, co ta trąbka robi, to tyle, że świeci w obecności śerściuchów. Jest stara, więc trzeba blisko podejść – przysunął się do Luisa. Faktycznie, trąbka rozjarzyła się słabym, błękitnawym światłem. – I przez taki debilizm rozwiązali Oddział – warknął.
- A tam przypadkiem nie chodziło o jakieś eksperymenty? – zapytał Luis. Lucie stała tak blisko, trochę go to rozpraszało…
- A zaklęcie kumpla, nawet jeśli śerściucha, w trąbkę innego kumpla to jest według ciebie całkiem etyczne i normalne zachowanie, czy, uwaga, eksperyment? – prychnął Dee.
- Ty masz kumpli-wilkołaków?
Dee wzruszył ramionami:
- Miałem. No co tak na mnie patrzysz? Nie ja ich zabiłem, tylko Jebani Serbowie.
- A ty nie jesteś Serbem?
- No właśnie: Serbem, a nie Jebanym Serbem.
- Rozgryzłeś te znaki z kościoła? – Nathalie wróciła do tematu. – Sprawdziłam u Guildera, ale nic nie znalazłam….
- Raczej, że rozgryzłem. Alv myślał, że nie znam się kompletnie na magii, więc się specjalnie przede mną nie krył… - Dee wziął z parapetu blok i pokazał Nathalie symbole wyrysowane przerywaną linią, każdy osobno. – Te dwa raczej znasz, ale ten – wskazał najdziwniejszy z kręgów – to Alv w stanie czystym. To bydle wyciąga energię z ofiary, trochę przekazuje tu, a trochę zawraca, przez co ofiara tak szybko nie umiera i można więcej z niej wycisnąć. No a zaklęcie tej energii w przedmiot daje tylko taki efekt, że to reaguje na obecność istot tego samego gatunku.
- A rytualne gwałty? – Zapytała Lucie.
- Sposób na zabicie czasu? To trwa…
- Ale poso ttos mialby- Niesmiałe pytanie Maell przerwał jakiś huk, jakby ciała spadającego na podłogę. Jęk, ziewnięcie, jakaś „kurwa” rzucona niedbale głębokim kobiecym głosem o wyraźnym wschodnim akcencie. Po chwili w drzwiach stanęło zjawisko, które samym swym istnieniem podważyło uczucia Luisa do Lucy. Kobieta miała jakiś dwa metry wzrostu i ubrana była jedynie w fioletową kusą koszulkę nocną, dwa rozmiary za małą, choć przy tych walorach rozmiar właściwy prawdopodobnie nie istniał. Czesała długie do pasa czarne włosy oparta o framugę.
- Dragan, paczemu wpusciles doma sabakę?
Wampirzyca! – stwierdziła zaskoczona Lucie. Blizny Dee właśnie znalazły wyjaśnienie.
- Mówiłem ci, stary się rzuca.
- Da, coś pominal… Eta… paczemu sprowadzasz rabotę doma? Zreszta, miał ty mieć wolne siwodnia…
- Miałem. Robota sama do mnie przylazła i jestem na etapie spławiania.
- A Zair, do czego potrzebny tobie? – Wskazała trąbkę.
- Ktos odstawia na miescie takie numery jak Alv.
- Prekrasne mordy na ljudnosti cywilnej? – Ożywiła się.
- Olga… - Dee rzucił ponure spojrzenie na Luisa – Co się tak na nią kurwa gapisz? – warknął.
- Hee…? – Mruknął wilkołak nieprzytomnie, wciąż z otwartymi ustami wpatrując się w Kobietę Totalną.
Olga ziewnęła i przeciągnęła się:
- Niech paczy co nikagda miał nje budziet – roześmiała się. – Szto z Alvem? Poza masakrowaniem cywili on nie miał żadne ciekawe hobby.
- To jego magiczne gówno.
Z twarzy Olgi zniknęła beztroska.
- No właśnie – mruknął Dee, wciąż popatrując wilkiem na Luisa.
Usłyszeli pukanie do drzwi.
- Ja atwieru – zadeklarowała Olga.
Ktoś powiedział coś cicho, porem wampirzyca oświadczyła:
- Jego żena.
Na twarzy Luisa odmalował się szok poznawczy:
- TO jest twoja ŻONA?!
Do pokoju wpadło chude-garsonkowate. Dopadło Dee, złapało go za koszulkę i jęknęło:
- Żona?! Jak mogłeś zrobić to mnie i dzieciom?!
Wyraz twarzy Dee był po prostu… głupi.
- Co? – Podniósł wzrok szukając kontaktu z rzeczywistością. Napotkał jedynie spojrzenie Olgi. Na jej twarzy malowało się coś pośredniego pomiędzy rozpaczą a berserkerowym szałem. Wyglądała jeszcze… totalniej. Dragan odepchnął od siebie sekretarkę szefa i złapał Luisa za przedramię – przeprowadzam się do ciebie!
- Heee…?
0 Responses

    Obserwatorzy