rozdział 4 część 5 (by hevs)

Dee wysiadł z kradzionego volvo i ruszył w stronę Shanghai Boogie. Już wiedział, że chlapnięta bez zastanowienia nazwa z mijanego od czasu do czasu szyldu to nie był dobry pomysł. Lokal był bardziej restauracją, niż knajpą. Kompletnie tu nie pasował, ani gustem, ani strojem… A co tam…
Wszedł wywołując niemałą konsternację. Przy barze zauważył Lucie, chichoczącą idiotycznie i tylko z pomocą jakiegoś typa utrzymującą równowagę na wysokim barowym stołku. Dalej, przy jednym ze stolików siedzieli śerściuch i wariatka.
***
Louise siedział z łokciami opartymi na stole i palcami zaplatanymi we włosy. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w brązowy blat stolika. Usadowiona naprzeciwko Nathalie dalej paplała, gestykulacją stwarzając realne zagrożenie dla każdego w promieniu półtora metra. Ale wilkołak jej nie słuchał pogrążony we własnych nieprzyjemnych myślach.
I właśnie dlatego, że sprzed nosa znika na wpół opróżniona, trzecią tego wieczora butelka wódki zauważył, ale nie zdążył odpowiednio szybko zareagować. Powoli wyciągnął rękę ku pijącemu z gwinta Dee i jęknął słabo:
- Daj…
Darkenwell oddał mu flaszkę, otarł usta wierzchem dłoni i usiadł z chrzęstem metalu. Tym razem ubrany był w skórzaną kurtkę bez prawego rękawa, a na lewej nodze miał coś, co można by uznać za prymitywną ortezę. Na prawej skroni wąski pasek włosów pomalował na blond. Ogolić się rzecz jasna nie ogolił.
Wilkołak z rozpaczą w oczach spojrzał na znacznie uszczuploną w kwestii zawartości flaszkę.
- Chcę umrzeć – jęknął.
Dee zdziwiony spojrzał na Nathalie. Jasne przebywanie w towarzystwie tej idiotki nie wpływało dobrze na samopoczucie – no chyba, że ktoś miał wyjątkowo perwersyjne poczucie humoru – ale żeby zaraz…
- Coś się stało? – Zapytał.
0 Responses

    Obserwatorzy